
Oto co mnie spotkało dziś rano, dzieci przyniosły mi do łóżka całą stertę świeżych rysunków. Najbardziej spodobał mi się ten niebieski stwór. Myślałam że to hipopotam w czapeczce urodzinowej, ale okazało się, że to jednorożec. Jak mogłam się tak pomylić?
Po południu jednorożec trafił do skanera, a potem pieczołowicie się nim zajmowałam. Poćwiczyłam używanie warstw – już nawet to ogarniam. Do tego trochę zabawy z przezroczystością i dynamiką pędzla. To akurat robiłam po raz pierwszy. Jak poczuję się w takich sprawach nieco pewniej, to opiszę jak to się robi i do czego to służy.
A tak wygląda ostateczna forma naszego niedzielnego jednorożca:

Starałam się nie ingerować w stwora zbyt mocno, żeby nie urazić młodej artystki. Zresztą, po co poprawiać coś, co jest takie, jak być powinno?